Zane - 2009-06-23 19:19:31

//Chcę przeprosić, ale z racji błędu mojego i forum temat został wykasowany. Wznawiamy zabawę. //

Warrq rzucił okiem na mieszkanie, które opuszczał. Osada przestawała być bezpieczna. Trzy patrole imperialne jednego dnia? Nie to nie było to o czym marzył. Sam widok białych pancerzy, które przypominały mu przeszłość. A on odciął się od przeszłości całkiem niedawno i nie chciał by ponownie przyklejała się do jego osoby. Przeszłość nie była jak głowa szturmowca. Przeszłość była łasa na jedno wspomnienie by zza pleców upominać się o przypomnienie sobie o niej. Wejście nowego lokatora zakłóciło mu ponownie przemyślenia, które wiecznie zaprzątały mu i tak skołataną problemami głowę. Uśmiechnął się tylko do młodego, na oko 20-letniego blondyna, który za sobą prowadził dwójkę robotów. Warrq narzucił na plecy swój tobołek z bagażem i wyszedł z mieszkania, które zajmował przez ostatni miesiąc. Gdy wyszedł na powitanie tatooińskie bliźniacze słońca zaserwowały mu oślepienie i falę gorąca. - Jak ja nienawidzę 24-godzinnych terminów opuszczania lokali... - pomyślał i mrużąc oczy ruszył do przodu. Ulice prawie opustoszały- południe na Tatooine było nieznośne. Nazzar przyzwyczaił się do klimatu, ale po dziesięciu minutach poczuł jak jego ciało zaczyna walczyć z gorącem. Pociągnął większy łyk wody z butelki, którą miał przypiętą do paska. - Czasami żałuję, że nie jestem fanem mocniejszych trunków... Tamta dwójka, w szczególności Mandalorianin- w ich kompanii mógłbym zaznać rozkoszy smakowania się w takich napojach - wspomnienie dziwnego spotkania znów dało o sobie znać. Dochodząc do obrzeży osady Warrq wydał z siebie ciche westchnienie- niby to dopiero początek drogi do Mos Eisley, ale już poczynił pierwsze kroki by tam dotrzeć. Tak jak się umówił- na skraju wioski nie czekało eopie. To zwierzę niosąc kogoś jego postury zajeździłby w tych warunkach po godzinie szybszej jazdy. Potężne ronto stało leniwie żłopiąc wodę z podsuniętego mu wiaderka. Było przywiązane- opiekuna, który je sprowadził nie było. Nazzar klepnął dwukrotnie ronto delikatnie po pysku, odwiązał i wskoczył mu na grzbiet. Poczekał aż zwierzę zaspokoi pragnienie i złapał za cugle. Prowadzenie zwierzaka nie stanowiło dla niego większego problemu- już przy poklepywaniu wysłał mu kilka przyjemnych myśli w Mocy. Tak- Moc była przydatna. Spojrzał ostatni raz na osadę, schowanego za jednym z murów człowieka, któremu na pożegnanie machnął ręką i pognał ronto przed siebie. Tuż przed opuszczeniem terenu wioski jęknął jeszcze cicho sam do siebie- Mam nadzieję, że to ronto nie jest płci żeńskiej, nienawidzę zapachu, które wydzielają...

Secorsha - 2009-06-23 19:54:26

//Sesja połączona z "Dar Pustyni cz 2//


*Secorsha stał na szeroko rozstawionych nogach, z pięściami wcisnietymi w talię, bokiem do Hakona a drugim bokiem do otwartych ramion podwórka. Zamknęły ich z dwóch stron pustynne, gliniane chałupy i zagroda z trzeciej. Szykowali się właśnie do drogi, która dla Secoreshy nadal była abstrakcja, ale wydawał się byc zadowolony. prócz Secorshy był tu tez inny kaleesh - cichy, jednooki Izvoshra - Hakon, oraz ludzkie dziecko. I rzecz jasna biała, puchata eminencja - Tibo. No i eopia. Razem 5 zyc. Z czego najbardziej rezolutny był rzecz jasna Secorsha* teeee... patrzcie *krzyknął nagle* Jakiś fhrrajehrr na rrhonto do nass jedzie. Ale będzie wesoło, jak zobaczy ze tu nie ma przejazdu. Ale będzie gośc klął, kuhrrwa!

Hakon - 2009-06-23 20:05:24

*W klnieciu i gadaniu głupot to i tak nie masz konkurencji ani tu, ani nigdzie gdzie istoty potrafią mówić w jakimkolwiek jezyku - pomyślał Hakon w odpowiedzi. podniósl głowe, by rzeczonego "frajera" zobaczyc. Slote oko błysnęło krótko. A w istoci, jakis jedzie. Otworzy sobie bramę i pojedzie, hakon nie bedzie robił prblemów.
Wyniósł i spakował wszystko, co posiadał plus jeszcze kilka rzezy. Nie było to złodziejstwo, trzeba pomgać istotom. Niektórzy nie pomagają, wiec trzeba im pomóc pomagac. Bez słowa wskazał twardym gestem Secorshy gromadę płóciennych szmat. Niech okryje on tą golą klatę, bo na wiór wyschnie tutaj. To nie plaża nad morzem Jenuwaa. Hakon strzepnął dłonie i podjął przerwaną czynność. Okręcał dziewczynkę - Tesę w skrawki płótna, i i ja zabezpieczyć przed przegrzaniem i utrta wody. Pod płótnem panuje temperatura ciała. Poza nim - jest gorzej*

Zane - 2009-06-23 20:45:09

Nazzar wyrwał się z otępienia w jakie wprawiła go temperatura i miarowe ruchy ronto dopiero gdy Moc palącym płomieniem wypaliła w jego jaźni: Wróg. - Musiałem przysnąć - pomyślał, rozglądając się wokoło. Nigdzie nie widział potencjalnego przeciwnika, tymczasem Moc była przeważnie niezawodna w takich wypadkach. Albo coś co zbliżało się do niego było na tyle daleko, że nie mógł go dojrzeć, albo mógłby być to Sith, co prawda niewielu ich zostało... Może zabójca?... Następstwem takiego spotkania byłaby niechybna śmierć, oczywiście któregoś z ich dwójki. Tymczasem Warrq cenił swoje życie- przez właśnie tę jego cenność  sprowadził na swoje życie mroczne oko samego Imperatora... A szansa przeżycia 50% bynajmniej mu nie odpowiadała. Poklepał delikatnie ronto i łapiąc za wodze pospieszył je. Już do końca dnia, starał się utrzymywać tę samą szybkość, przekonany, że gdy bliźniacze słońca zajdą a ciemność i chłód zawitają na bezkresne pustynie Tatooine- wtedy da odpocząć zwierzęciu.  Moc nie pomagała mu w logicznym myśleniu- cały czas dawała mu ewidentnie do zrozumienia, że coś czyha na jego życie i bynajmniej nie jest pokojowo nastawione. Nazzar był przyzwyczajony do trudnych warunków. O ile noc pełna czuwania nie kosztowała go zbyt wiele wysiłku- rankiem, gdy znów słońca wstały odczuł diametralną zmianę swojego samopoczucia. Mimo ostrzeżeń Mocy, znów dał się otępić- temperatura, osłabienie i znów... - Tak to znów ten monotonny ruch ronto - pomyślał, po czym opuścił głowę i przysnął.
Tym razem Moc była bezlitosna. Wróg! krzyknęła jednocześnie każda część ciała Warrq. W półśnie szarpnął za cugle i ronto wykonało nagły zwrot w prawo. Ponownie Moc wyrwała go z otępienia. Spojrzał w miejsce gdzie wcześniej stał- trzy czarne punkciki, z których tylko przez chwilkę dymiło. - Blastery! Imperialni! - pomyślał i odwrócił ronto w stronę skąd prawdopodobnie padły strzały. Dwóch imperialnych na dewbackach plus sześciu pieszo. Dlaczego strzelali bez ostrzeżenia? Czyżby już go rozpoznano? Panika nie wdzierała się do umysłu Nazzara- na to w takich chwilach sobie nie pozwalał. Coś tutaj nie grało... Po chwili znów pociągnął za cugle by ronto ruszyło naprzód. I kolejne trzy czarne kropki. Spojrzał w lewo- wyczuwał ich tylko Mocą. Trzech imperialnych... - Jak nic mają karabiny snajperskie! - pomyślał Warrq. Nie był specjalnym fanem broni dystansowej, toteż jego samego nie zdziwiło uogólnienie, jakiego dokonał na jakże zapewne świetnym sprzęcie Imperium. Pognał ponownie ronto, wlewając w nie otuchę a sam dał się prowadzić Mocy. Wiedział, że tamci snajperzy nie opuszczą swojego stanowiska i pełnili tam straż- ale czuł, że co prawda poza zasięgiem jego wzroku- reszta Imperialnych podąża za nim. Dopiero po około czterech godzinach, znów w pełnej gotowości- ujrzał z daleka jakieś niewielkie zabudowania. O ile odetchnął z ulgą na myśl o ludziach, tak do jego głowy wkradła się inna dziwna, przewrotna myśl. Ani razu nie pomyślał nawet o zabijaniu tamtych...

Secorsha - 2009-06-24 17:03:16

*Pociągnął niby nieznacząco, ale jednak bardzo egocentrycznie nosem, tudzież nozdrzami i patrzył w stronę rosnącej na horyzoncie sylwetki potężnego wierzchowca i niemałego jeźdźca. odwrócił się tak,z e stał teraz przodem do ów zjawiska. Zamrugał. Z cała pewnoscią tamten widział jeszcze słabiej, bo słońca sprzyjały kaleeshowi* a po kij on tu jedzie, Hakon... gadałeś, ze wszystkie z tego domu pojechali i niepredko wrócą... *Za daleko jeszcze było, by rozpoznać rasę a co dopiero twarz, ale juz wiedział, ze to coś dużego. Wookie może. uhu, tym to tylko współczuć* Mieszka tu jakiś wookie? Albo inne wielkie... hę? *odwróciwszy krótko łeb stanął profilem na tle słońc. Oczy zamieniły sie w szparki,a  mięśnie kolo gadzich wąskich ust napięły się w wyrazie skupienia. Poczuł coś niedobrego. Coś jak złe przeczucia. Nie dotyczyły o dziwo jeźdźca ronto, ale czegoś innego* cośśś jest nie tak... *mruknął, pochylając łeb, rpzez co zgarbił sie jeszcze bardziej niż zawsze i podszedł o krok dalej*

Bajatel - 2009-06-25 12:40:35

Coruscant, podziemia miasta.
Sztuczny wiatr przebiegł przez dawno już zdewastowane i zapomniane pomieszczenia mieszkalne. Cisza... Cisza i zimno podpowiadały żyjącym tutaj duchom, że zaraz coś się stanie.
Korytarz... Na prawo zdewastowana winda, z dawno już zniszczonym terminalem, dalej mieszkania... Wiele po prostu zawalonych, wiele nie do zbadania... Wiele otwartych i wiele kryjących swe tajemnice.
Cisza i zimno... Do tego ciemność, która jedynie gdzie nie gdzie była oświetlana ledwo zipiącymi neonami.
Zgliszcza bloku były teraz pod wielkim budynkiem jeden z korporacji transportowych mających średnie wpływy w galaktyce - zasilanie budynku, zasilało również tą jego część... Cisza... Zimno... i Ciemność.
Trzy światła latarek runęły na ścianę, goniąc jakąś postać.
- Stój!
- Kurwa on nie ma zamiaru stać! - krzyknęła druga postać.
Trzech najemników z blasterowymi karabinami goniło kogoś, kto nie miał zamiaru z nimi gadać. Pościg nie jednego z nich przykładał o dreszcze...
- Cholerny łowca... - zaklął łysy idący na przodzie.
- Moooooże znajdziemmyyy innnegoo... - syczał przedstawiciel jakiejś dziwnej rasy w białym kombinezonie z brązowymi wstawkami po bokach.
- Nie. - zaprzeczył ten pierwszy, po czym zaczął biec za postacią, którą jeszcze niedawno widzieli...
Wbiegli za róg... Blask.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
- Kurw... - nie dokończył, strzał powalił go na ziemię.
Kolejny strzał, istota w kombinezonie runęła na ziemię.
- Nie strzelaaaa! - potężny kopniak powalił łsego na ziemię.
Minęło trochę czasu gdy łysy odzyskał przytomność. Latarka z bronią była tuż przed jego nosem.
- Nie strzelaj... Proszę! Nie chcemy...
- Co tu robiliście?! - warknęła postać której twarzy nie było widać.
- Szukaliśmy kogoś... Teraz ja szukam...
- Kogo?!
- Łowcy nagród imieniem Bajatel...
Chwila ciszy. Chwila ciszy przerwana westchnieniem.
- Co od niego chcecie?
- Zależy nam na kimś.
Znów cisza.
- Nie interesuje mnie kim jesteś, ani dla kogo pracujesz, bo nie wyglądasz mi na kogoś kogo stać na opłacenie łowcy nagród.
- Lepiej nie wiedzieć... Gdzie go znajdę? Opuść broń!
Postać opuściła broń.
- To ja...
- Na boga!
- O kogo chodzi? - rzucił Bajatel
- Warrq Reulai... - rzekł łysy, widać nie był przejęty stratą dwóch ludzi, zapewne zostali wynajęci, naewt nie przez niego, często się to zdarzało, gdy miało dojść do kontaktu z łowcami nagród.
- Kim on jest?
- Tego nie wiem, to nie mój cel. Komuś zależy na anonimowości.
- Imperium?
- Nie wiem, nawet ja zostałem posłany przez kogoś w ogóle z innego układu.
- Aha... - wziął od niego zdjęcie, jakąś kartkę i bardzo pokaźny plik kredytów. Schował je do kieszeni patrząc ciągle na człowieka, po którym ściekał jeszcze pot.
- Ta...tam masz wszysto czego potrzebujesz, drugą połowę kredytów dostaniesz po roboci...
- Ile tego będzie?
- Wystarczy Ci... Po co żeś strzelał?! Słyszałem, żeś pogrzany, ale żeby tak?!
Uśmiechnął się jedynie.
- Na moim miejscu, też byś strzelał.

***
Z portu na Coruscant wyleciał samotny myśliwiec zmierzający na Tatooine. Po wprowadzeniu ko ordynatów komputer wydał z siebie dziwny dźwięk... Chwilę po tym wystrzelił przed siebie pozostawiając za sobą setki pytań.
Porwać się na kogoś, o kim nic nie wiem... Co ten pieniądz robi z ludzi... - zapytał sam siebie w myślach.

Hakon - 2009-06-29 07:42:18

*Strzepnął dłonią o dłoń nawet nie spoglądając w kierunku tajemniczego osobnika, jakby chciał pokazać jakie go gówno to obchodzi, jednak trwało to chwile. chwile potrzebna na otrzepanie rąk, przetarcie oka, podrapanie się. wszystko nieśpiesznie, ocieżale, ale i tak to tylko chwila* ubierz się *polecił krótko, ostro, wskazując kolcami na brodzie to, co do niego rzucił* tylko otrzep najpierw! *syknął przez zaciśnięte zeby. Ta ciekawosc i skłonnosc do komentowania nieznanego bardzo Hakona denerwowała. Sam stanął w miejscu dogodnym do obserwacji. Przedramieniem osłonił czolo, dajac sobie cień, i przyjrzał się. Ronto, jeździec. W istocie, coś dużego, sierściastego, ale nie wookie. Inny kolor. Z całą pewnoscią - nikt z mieszkanców tego zabdowania. Prawdopodobnie był w drodze dłuzszy czas. Hakon opuścił reke wzdłoż ciała. Poczekamy. Dowiemy się. W każdym razie - nie ma sie czego obwiać* Ruszaj się, Secorsha

Secorsha - 2009-06-29 13:17:08

dolezie to to, czy nie... *mruknął jeszcze, patrząc na kształt majaczący na horyzoncie, nim pochylił sie by wprawić w życie słowa Hakona. Jedzie jakby chciał a nie mógł, ejszcze chwile, a odjedziemy zanim sie doczłapie i nie będzie wesoło - myślał. Spojrzał na Hakona - wyraźnie się zainteresował, wiec teoretycznie powinni zyskać trochę czasu. w dwa palce chwycił płótno i uniósł,z  niesmakiem krzywiąc pysk* wygląda to jak kraytowi w dupy wyciągnięte... *jęknął, ale narzucił płótno na plecy. Szybko stwierdził, ze nie przyniosło mu ulgi, a wręcz przeciwnie* kuhrrwa... *Obejrzał sie za siebie. No i patrzył*

Tesa - 2009-07-02 14:46:34

* w momencie gdy Hakon spuścił rękę wzdłuż ciała dziewczynka chwyciła ją i podniosła swoją główkę do góry, spoglądając na niego*buba będzie? będzie buba?*zapytała cała już spocona. Następnie jedną rączką próbowała się podrapać po nosie, ale gdy już dosięgła, to zaraz zaswędziło ja ucho*swędzi...buba swędzi...

Hakon - 2009-07-02 14:52:14

*Stwierdził, ze stanie i patrzenie się w tym kierunku to paranoja. Czekanie, az ktoś zajdzie od tył i nakopie ich w  dupek. Spuścił wzrok jedynego oka, czując dotyk na dłoni* Nie *zaprzeczył stanowczo, ale łagodnie* nie będzie buby. Teze tawern uana d’ke a-juat. Ostatnia krew należy zawsze do a-juat’ów. *sięgnął niezbyt troskliwie, ale zarazem charakterystycznie opiekuńczo do tkaniny nad głową dziewczynki by ja poprawić* Zostaw, Secorsha. Ruszamy

Tangorn - 2009-07-02 15:08:17

*Tangorn zdążył już pozałatwiać wszystkie swoje sprawy i zaczął przeszukiwać osadę, szukając śladów Seco. W końcu jakiś żebrak stwierdził, że odszedł w towarzystwie jakiegoś drugiego Kaleesha i małego ludzkiego dziecka. Ta sprawa zaintrygowała Mando, wiec postanowił ich poszukać. Wynajął jakieś zwierze, ronto to się chyba nazywało, załadował mały zapas wody i ruszył przed siebie, kierując się wskazówkami tego żebraka (swoją drogą, dziad nieźle go za te informacje skasował, niech szlag trafi bezdomnych wyzyskiwaczy!). Po jakimś czasie błądzenia po okolicy Tangorn w końcu dostrzegł zarys jakieś osady, czy coś w ten deseń. Szybko skierował w tamtą stronę to durne zwierze...*

Secorsha - 2009-07-02 15:13:22

*Jeknąl, bo miał nadzieje, ze to może Tan... i nagle, kiedy już miał się na pięcie obrócić i pytać Hakona, kto jedzie na tej białej larwie, a  kto biegnie, coś kazało mu się zatrzymać Obejrzał się przez ramie* O kuhrrwa! *wrzasnął  uradowany, z charakterystycznym przyklaskiem dłoni, co brzmiało dość dziwnie z racji metalowej ręki. Rozpromieniona uśmiechem twarz Secorshy wpatrywała się w jeźdźca na takim samym zwierzu, lekko z boku się kierującego. Pojawił się nagle, z boku, i kierował się w ich kierunku. Seco nie rozpoznawał jeszcze twarzy, ale chyba już wiedział* TAN! *krzyknął, wystrzeliwując w powietrze obie ręce. Zaczął machać* TUTAJ! TUTAJ TY STAHRRRY SUKINSYNU!!!

Tesa - 2009-07-02 15:17:20

*Dziewczynka wystraszywszy się reakcji Secorshy chwyciła się mocno nogi Hakona, nie zamierzając puścić. Nawet cicho pisnęła, bo to wszystko stało się tak nagle a ona nie była za bardzo do tego przyzwyczajona. Na dodatek, zbliżał się jeszcze do nich ktoś obcy, kogo nie znała. Nie miała prawa go nawet znać. A i nie wiadomo, jak owy przybysz zareaguje na małą Tessę.* chronić księżniczkę...*mruknęła z pod szmat malutka*

Hakon - 2009-07-02 15:22:20

I czego się wydzierasz, on nas widzi... 8warknął nie kryjąc irytacji, choć wiedział, ze jego ekspresja nic nie da. Zupełnie jak i słowa. Będzie sie darł, machał odnóżami i inne cuda robił, bo sie cieszy. Hakon nie potrafił sie cieszyc. Zupełnie nie rozumiał. Obcy byl mu tez strach w większości jego odmian,a  juz na pewno ten który odczuwała Tessa. Jej wiec też nie rozumiał. Pochylił się, chwycił ja pod paszki, stawiając swoją siłe przeciw jej, wiec bez trudu ją podniósł mimo trzymania. Posadził ją na grzbiecie Roo, ale nie odszedł. Został, trzymając się kulbaki siodła i tylko spoglądał na Secorshę i tego, kogo tak entuzjastycznie witał. Jego głowa była teraz niżej głowy Tessy*

Tesa - 2009-07-02 15:47:21

*Dziewczynka w jednym momencie bać się przestała i rozejrzała się dookoła. Następnie wzrok przeniosła na Hamkona i zaśmiała się cichutko, rumieniąc przy tym* księżniczka jest wysoko wysoko...wyżej od Hakonowatego!*powiedziała przykrywając sobie twarzyczkę szmatką i zaglądając raz po raz to na hakona to na secorshe*

Hakon - 2009-07-02 15:57:26

Od Hakona *poprawił z naciskiem, głosem spełniajacym wszystkie kryteria do nazwania go "chłodnym". Hakonowatego, co to w ogóle za słowo jest. Widać było, ze mu sie to nie podoba, i jakby w ramach karcenia odszedł od "Księżniczki". Stanął twarzą do pleców Secorshy i skrzyżował ręce na piersi*

Tangorn - 2009-07-02 15:59:03

*No tak, tego wrzasku nie można było pomylić z niczym innym, w końcu znalazł tego durnia. Poklepał swojego wierzchowca po szyi i skierował się w tamtą stronę. Po jakimś czasie dotarł na miejsce, zeskoczył na ziemię i spojrzał na Secorshę* Gdzieś Ty się podziewał? Spuściłem z ciebie oczy na pięć sekund, a Ty zaraz się szlajasz po okolicy z... *w tym momencie spojrzał na drugiego Kaleesha i na coś, co przypominało małe dziecko* no nie ważne... Grievous czeka przecież! *tak po prawdzie chciał się już wynieść z tej śmierdzącej dziury* Statek już naprawiony... chyba.... więc możemy dalej lecieć

Secorsha - 2009-07-02 16:04:45

*Na pyski Seco wymalował się cały wachlarz emocji: od szalonej radosci po prawdziwa, głęboką rozpacz – bo przecież generał czeka a on tu siedzi i pierdzi w parne tatooinskie powietrze. W niemym krzyku który oczyszczał jego dusze z tych wszystkich przeżyć patrzył na Tanga jak prawdziwy, rasowy świr, czyli tak, ze nie wiadomo czy muz zaraz flaki wypruje, czy go uściska. Ostatecznie padło na to drugie: jak się nie rzuci, obejmując człowieka ramionami, by bo po bratersku uściskać. A kaleeshianski braterski uścisk to prawdziwy test wytrzymałości dla żeber* o kuhrrwa, Tan, ty to jednak jesteś mój phrrawdziwy szagom, wszystkie chuje mnie zostawiły tylko ty skuhrrwysynu wróciłeś po mnie!  *I na koniec poklepawszy go odwrócił się do Hakona* tu jest... eee... tu jest phroblem... *wcisnął pięści w talie, zachęcając spojrzeniem Hakona i Tana, do „konfrontacji”. T sytuacji obecnej organizował ich Hakon. Wcześniej koordynatorem był tan. A teraz Seco miał dwie alternatywy. Jeśli chcą zostać razem, musza się dogadać*

Hakon - 2009-07-02 16:11:05

*Sa rzeczy w tej galaktyce których nigdy nie pojmę - myślał, obserwując, jakie to słowa moza użyć w ramach czułości a co więcej - ze są one najwyraźniej rozumiane. Swój na swego trafi. Eh... Dwa świry i a-juat. Temat na holodramę. No i jeszcze dziecko i myszokrólik. Wyróżnienie i nagroda murowana. No na miłosc Pana Rodu... za co?!
Hakon westchnął, przewalając jedynym okiem, i w końcu zatrzymał spojrzenie na twarzy Tangorna. Doskonale wiedział, o co chodzi Secorshy. tak, to musieli ustalić. Czy rozdzielają się, on odchodzi z Tessą,a  oni we dwóch, jak zaplanowali, czy też... to trzeba ustalić. Hakon wziął wdech, starając sie zapomnieć obrazek z ich powitania i wmówić sobie, ze ów "Tan" to normalny człowiek. Co z tego, ze czarny.* Hakon *przedstawił sie imieniem i stanął w bezruchu, jakby czekał aż "gospodarz statku" rozwinie swoja alternatywę. Oblicze Hakona było surowe, wręcz nieprzyjemne. Lewe oko zasłonięte czarną, owalną opaską. Prawe przymknięte, o nieco odległym, nieobecnym spojrzeniu. Ciemnożółte, wręcz miedziane. I blizna, blizna z prawej strony, przez całą twarz*

Tesa - 2009-07-02 16:30:37

*Dziewczynka, nie miała pojęcia iż owy skrót "hakonowaty" aż tak bardzo zrani jej przyjaciela. Wyciągnęła łapkę w jego stronę, chcąc się tym sam jego złapać* hakon! hakon! nie zostawiaj ! Hakon hakon!*zaczęła krzyczeć, przejęta jego obrażeniem się. musiała się chwycić szybko drugą rączką kulbaki, bowiem chwila nieuwagi i upadła by na dół*

Secorsha - 2009-07-02 16:33:36

*Wytrzeszczył oczy, widząc gimnastykę ludzkiego dziecka na siodle. Właściwie to zdziwił się, ze nie spadła. Moze nawet rozczarował, bo kaleeshianskie dziecko dawno spadłoby na głowę. Nie zabiło by sie ani nie uszkodziło, to pewne, No ale by spadło* Hakon! *Wskazał ponad ramieniem a-juata na dziewczynkę* bo ci kuhrrde księżniczka odleci...

Hakon - 2009-07-02 16:36:32

*zignorował całkowicie uwagę Secorshy, ale to nie oznaczało, ze nie wziął jej do siebie. Czasem po prostu jak to mawiają: tak miewał. Jednak cofnął się o krok, by dziewczynka mogła go dotknąć, chwytać, ciągnąc i co tylko. Ale nadal stał tyłem do niej. I patrzył na człowieka* W końcu to Latająca Księżniczka *Burknął w kierunki Seco*

Tangorn - 2009-07-02 17:12:34

*zaskoczył go ten bardzo przyjazny gest Kallesha, ale nic nie odpowiedział, gdy w końcu Seco go puścił, przyjrzał się uważnie jego towarzyszowi. Mimo że byli z tego samego gatunku, to jednak miał pewność, że owy Hakon jest bardziej "stabilny umysłowo". W końcu podszedł do niego i wyciągnął rękę* Tangorn... i nie zwracaj uwagi na to, co Seco mówił, nie jestem aż takim hmm... oszołomem *ostatnie zdanie dodał szeptem, tak by tylko on go usłyszał* A więc co mamy do ustalenia? Mój statek jest już w miarę sprawny *spojrzał na Secorshę z uśmieszkiem, on dobrze wiedział, jak wyglądał jego statek tuż po "lądowaniu"* więc jego mogę zabrać ze sobą, na Utapau...

Secorsha - 2009-07-02 17:19:40

*Zadowolony Seco raz po raz klepał Tana po ramieniu* Statek jest w  dechę! *Odpowiedział szczerze.w  tej chwili nie miał statkowi nic do zarzucenia. W ogóle nic nie miał. To ze sie tam raz popsuł to przecież sie zawsze zdarzy... Poderwał z ziemi na ręce swojego białego pasożyta* No, szykujcie sie! *rzecz jasna co nie do niego było, to nie usłyszał*

Hakon - 2009-07-02 17:25:17

*Skinął głową, na znak, ze rozumie. Że przyjął do wiadomości na płaszczyźnie neutralnej. Podał reke. Miał żylastą, suchą i silną dłoń, ale nie ścisnął mocno. Tak bez większego zaangażowania. Czujnie mrużąc oko spojrzał w twarz człowieka. Nie uśmiechało mu się ładować na cudzy statek i robić w nim dobra mię do złej gry i liczyć się ze zdaniem kogokolwiek. Hakon miał… lekkie problemy w kontaktach interpersonalnych. Nic jednak nie powiedział. Nie był jeszcze niczego pewien. Nie chciał się wypowiadać*

Zane - 2009-07-02 17:30:08

Warrq widział jak dociera do grupki w oddali kolejny punkcik. Widząc ludzi, bądź coś co myśli abstrakcyjnie- bądź co bądź spędził dwa dni drogi z ronto, spowolnił zwierzę. Oddział Imperialnych został w tyle, toteż wiedząc, iż nie zostanie z nimi sam na sam- powoli zbliżał się do zabudowań.
Ronto stanęło. Nazzar przyglądał się tej przedziwnej grupce- dwóch kaleeshów, z czego wokół jednego kręciło się ludzkie dziecko... A drugiego poznał- to z nim rozmawiał wcześniej. Przyjrzał się dokładniej- tak stał też tam ten Mandalorianin! Będąc już niedaleko, zeskoczył z ronto i zaczął je prowadzić. Przyjął dumną postawę i kroczył z szerokim uśmiechem w stronę. Podniósł dłoń i pomachał w stronę wcześniej poznanego kaleesha... Jak tam mu było na imię? - Witaj Secorsho!- krzyknął podchodząc bliżej.

Tangorn - 2009-07-02 17:42:33

*Odwrócił się i spojrzał na nowo przybyłego "Cholera jasna, znowu ten pseudo filozof, co go to Jawów wysłał..." pomyślał zgryźliwie Tangorn, ale postanowił nie mieszać się w dyskusję. Seco przyciągał dziwnych osobników jak magnez... a Mando nic na to nie mógł poradzić. Spojrzał ponownie na Hakonam zastanawiając się, co też z nim zrobić* Ekhm... widzę, ze się gdzieś wybieracie... *zaczął ostrożnie, nie był pewny reakcji nieznajomego, wolał nie wdawać się w niepotrzebne konflikty*

Secorsha - 2009-07-02 17:49:54

O... o kuhrrwa! *wrzasnęła podekscytowany. Widać w jego przypadku im gorsze przekleństwo tym wieksza radość. Tu: spotkanie Tana i jeszcze jednego znajomego przed wylotem w kosmos z bratem kaleeshianskiego rodu (i dziewczynką przy okazji). Toż to na cud zakrawa! Jakaż radość była! Seco rozpostarł ramiona jak matka witajaca dzieci* ale kuhrrwa dhrrużyna! o ja piździele, chłopaki! Nohrrmalnie – Shrupack nad nami czuwa! Warrq, chodź tu!

Hakon - 2009-07-02 17:55:51

*Patrzył spokojnie w ciemną twarz człowieka. Już miał odpowiedzieć, już rozchylił wąskie wargi, błyskając subtelnie dolnymi kłami kiedy… aż na chwile wytrzeszczu dostał i zakrztusił się wdechem. Drużyna?! Spojrzał gniewnie na Secorshę. Chyba mu upał zaszkodził* Tak, lecimy na Utapau *odpowiedział Tangowi, po czym wyciągnąwszy rękę ścisnął Secorshę za ramie i szarpnął w swoim kierunku* Co ty na litości 12 cór Ravela wygadujesz, kretyńcze?! Jaka drużyna?! *warknął po kaleeshainsku, mając wciąż jeszcze na oku jego przyjaciół, którzy mogli nagle zechcieć go bronić. Hakon był i na to przygotowany. Swoją drogą, jak to jest ze im większy świr. Tym bardziej go lubią. Na obcej planecie, w miejscu niemal wyludnionym znalazło się dwoje jego znajomych. Dziwne. Tak bardzo dla Hakowa. Nawet na Kalee mało kto pamiętał jego imię. Samotność i wyobcowanie tak mocno wrosły w dusze a-juata, ze nie umiał już być inny*

Zane - 2009-07-02 18:36:13

Pierwsze wrażenie opadło. Warrq wiedział, że tylko tak zyska trochę czasu aby wymyślić coś na "tę" okazję. Spojrzał po zebranych. Tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć. Poza tym "Witaj Secorsho" nie miał pomysłu co dalej. Nie znał dziecka ani drugiego kaleesha. W końcu dotarło do niego jak banalna jest ta sytuacja. Zapytał starając się zachowywać swobodnie- Jak tutaj trafiliście?

Tangorn - 2009-07-02 18:51:51

*Gdy usłyszał pytanie, odwrócił się do niego i zmarszczył czoło* Jak to jak? Ja przyjechałem a oni... noo... nie wiem jak... ten tu pewnie mieszka *głową wskazał na Hakona. Tak banalne pytanie zdradzało jedno, nikt nie wiedział co powiedzieć* Na Utapau wszyscy lecicie? Co to, jakąś promocję tam mają? Uzdrowiska? Seco, Ja wiem ,po co Ty tam lecisz... *Tang od razu uprzedził odpowiedź Kaleesha* Maci jakiś transport, czy nie? Jak już wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku, to was poupycham na statek, zawiozę i się pożegnamy najpewniej... *a co tam, jak już lecieć, to z większą brygadą, przynajmniej ktoś popilnuje statku, jak znowu się schleje*

Secorsha - 2009-07-02 18:57:52

*Zbaraniał, z jednej strony ciągnięty przez Hakona, który miał ścisk w łapie jak imadło, trza mu przyznać. Uśmiechnął się do niego, a słowa Warraqa postanowił wykorzystać na danie sobie czasu na wymyślenie odpowiedzi Izvoshry* nooo... on tu mieszka *uśmiechnął się do nazzara, wietrząc żółte kły, i łbem wskazał na Hakona, a potem do niego w języku ojczystym się wrócił* Nie rób scen, przecież dobrze wierz, ze w gromadzie jest bezpieczniej, lepiej... on ma statek... w statku ma moje rzeczy... No i... *zawiesił nagle głos. Zbliżył się do Hakona, metalową ręką odczepił jego dłoń ze swojego ramienia, a  organiczną ręka z troską pogładził go po dłoni, patrząc mu w twarz wzrokiem bardzo przewrotnym. Takim... szaleńczym* No i w końcu kolegów będziesz miał, Hakon *dodał tez po kaleeshainsku. I odwrócił sie do Tana* Kuhrrwa, juz zapomniałeś?! No przecie  że lecimy odnaleźć genehrrała i stac sie bohatehrrami, nie? *po twarzach popatrzył* I Ty! Żeby stać się sławny i whrrucić honohrr swojemu ludowi, nie pamiętasz jakżesmy kuhrrtularnie przy buutelce ten plan ophrracowali?! Nie pamiętasz, Tan?

Hakon - 2009-07-02 19:03:35

*Wyszarpnął rękę swa, ale o dziwo nie było w  tym geście jakiejś wyjątkowej wrogości czy agresji. Po prostu. W głowie mu się nie mieściło, co się tu dzieje… Może myślał coś jak Tang: jeden świr leci na Utapau – i wszyscy tam lecą. Sam mado też. Jakaż to charyzma musiała tkwić w Secorshy. Czy to nie odpowiedź na Twoje pytanie, Hakonie? – odezwały się myśli w jego głowie. Charyzma. Świr, wariat i lekkoduch. Ale miał w sobie coś, ze albo ich wszystkich za sobą porwał, albo odnalazł. Nie podobał mu się plan zostawania bohaterem, podróż i ci koledzy. Ale… właśnie – ale. Trzeba opuścić to miejsce. I… zbieg okoliczności. Odwrócił się od nich i odszedł o krok. Sam się odizolował, jak zawsze. Teraz tylko obserwował, stojąc przy kopii na której grzbiecie siedziała milcząca(zapewne wystraszona) dziewczynka*

//poprawa literówek zmieniających wydźwięk wypowiedzi//

Zane - 2009-07-02 19:22:27

Warrq instynktownie podrapał się w brodę. Coś go wrzuciło w wir wydarzeń tutaj na pustkowiu... W dodatku w międzyczasie dwójka kaleeshów rozmawiała w swoim języku- był tego pewien. O ile spotkania z tą szaloną dwójką mógł się spodziewać- tak ciekawiło go pojawienie się kolejnego kaleesha i w dodatku... Dziecka. Ludzkie dziecko... To też dziwne, jak ludzka istota chciała przebywać z innymi... W szczególności w tych czasach. Nazzar ponownie otrząsnął się z zamyślenia. Zawsze lubił analizować sprawy w swojej głowie, ale tutaj i teraz było to co najmniej nieprzydatne. Odłączył się od głównego toku rozmowy- a czas naglił. Nie lubił samego siebie za sposób w jaki prowadzi konwersacje- jeśli nie szła ona po jego myśli uciekał w swoje myśli lub po prostu znikał. Tak znikanie jak na marnego Jedi wychodziło mu całkiem przyzwoicie. Nienawidził tego, że jego największym talentem od zawsze były techniki dywersyjne. A później tylko sztych z miejsca, z którego ofiara nie planowała się bronić. A właśnie! Durastalowy miecz! Warrq nerwowo pomacał się po pasie- Jest! - odetchnął z ulgą. Wzdrygał się przed używaniem broni blasterowej, a machanie mieczem świetlnym tutaj, wśród nieznajomych byłoby czystym idiotyzmem. Tracił czas, Imperialni byli na tropie, a ucieczka z Tatooine była najważniejsza. Na szczęście "wyłączając" się z rozmowy nie zatracił głównego wątku- gdzieś lecieli. O ile Tangorna potraktował chłodno - Stary głupcze, oceniłeś przedwcześnie a miałbyś poplecznika- wyrzucał sobie po chwili namysłu- tak Secorsha był na tyle beztroski, że mogło się udać. Teraz kolejna poza i....
- Wybieracie się gdzieś? Ja planuję odlecieć z Tatooine, w zależności od tego gdzie będzie transport... - to ostatnie zdanie wypowiedział ze smutkiem w głosie i czekał na reakcję Secorshy- w którego to stronę głównie skierował pytanie.

Secorsha - 2009-07-02 19:31:06

*Patrzył na Hakona, jakby słyszał jego myśli. Uśmiechnął się. Do niego i do nazzara. Jego myśli chyba nie słyszał, ale słyszał słowa* a co kuhrrwa, ty na Utapau nie lecisz? *zapytał, głosem w którym mieszał się ząrt z niedowierzaniem* chłopie! Przecież jesteśmy dhrrużyną! Ja, Hakon *wskazał na Hakona, jednocześnie go przedstawiając* Tan *wskazał na Tana* Mała Księżniczka, *na Tessę* Tibo *na myszokrólika* Secorsha *na siebie* i Ty *na Warrqa* Wahrrrq, ta? No, chłopcy, zbiehrramy się! *klasnął w dłonie i skierował się w stronę ronta Tana. Bo przecież na eopie z Hakonem się nie zmieści, a Tana bardziej lubił niż Warrqa, bo z nim się dobrze piło, w ogole równy chłop był i w dodatku jego vode-szagom. Wszyscy byli w porządku. Tylko ten Hakon taki dziwny... eh, trochę wstyd. Ale co zrobisz?*

Tangorn - 2009-07-02 20:26:17

*Spoglądał to na Hakona, to na Secorschę, to na tego dziwnego osobnika, Warrq, czy jak mu tam. Cała ta przygoda zmierzała w bardzo dziwnym kierunku i zaczynał się zastanawiać, co on tu do cholery robi? No ale już się z tego nie wyplącze, to trzeba brnąc dalej... Zachciało mu się robić kurs na Utapau... co to, autobus?* Ehh... dobra, brać dupy w troki i jedziemy, miejsce na statku jest, więc się pomieścimy... *stwierdził tylko i wskoczył na swojego "wierzchowca". Nie zamierzał nikogo przekonywać do udziału w podróży, to już ich prywatna sprawa (ewentualnie sprawa Secorshy, który chyba nie rozumiał znaczenia słowa "nie")*

Hakon - 2009-07-02 20:34:42

*Bez słowa dosiadł eopie, gnieżdżąc się tuż za dziewczynką. Chwyciwszy wodze wycofał zwierze. Niech pierwszy jedzie ten, co zna drogę. Mu tez sie to nie podobało. To wszystko nie trzymało sie kupy. Ale wyglądało na to, ze wszystkich wiąże  to tajemnicze "coś". Poprawił chusty okrywające jego twarz, zakrywając nimi oblicze poniżej oczu, a ściślej, oka i opaski zakrywającej to drugie, utracone*

Zane - 2009-07-02 20:42:06

Warrq również milczał. Samo zachowanie wszystkich było dziwne. W dodatku to wszystko co się wydarzyło przez ostatnie kilka minut zakrawało o cud, albo jakiś dziwny zbieg okoliczności na poziomie tych durnych telenowel w Holonecie. Ale kogo to obchodzi, skoro nie musi brnąć przez pustynię sam? A biorąc pod uwagę fakt, że Imperialni kręcili się dosyć gęsto ostatnio... A właśnie! Przecież nie powiedział im o tym co jest za nimi... Ale kogo obchodzą plecy, gdy przed twarzą gęstnieje mrok? Im bliżej większego miasta tym niebezpiecznej. "Mniej wiesz- lepiej śpisz" - powiedział sam do siebie i dosiadł ronto, które leniwie chłeptało wodę. Nie pytał się nawet czy może skorzystać z wodopoju- po prostu wszystko stało się spontaniczne i beztroskie. To właśnie takie rozluźnienie sprawiało, że łatwiej mógł sobie poradzić... Złapał prychające jeszcze zwierzę za cugle i czekał aż ktoś ruszy pierwszy.

Secorsha - 2009-07-02 20:46:31

*Wskoczył na wierzchowca Tana i umoscił się wygodnie. Spojrzał, jak Warrq i Hakon na nich czekają. No to kurwa my bossy – pomyślał, i z góry strzelił organiczną łapą Tana w czubek łba* wsiadaj wodzu! Czekają na nas! *wyprostował się, by zaraz znowu zgarbić w charakterystycznej sobie postawie. Łeb o smukłym pysku rzucił wyzwanie słońcu. Oczy się zmrużyły, a źrenice niemal znikły. Szmaty od Hakona powiewające ja jego klatce piersiowej trochę go wkurzały, ale już je zdążył docenić* komu w drogę temu kopa w dupę, hehe!

Tangorn - 2009-07-02 20:51:40

Ehh... *siadł wygodnie, chwycił lejce i nie oglądając się za siebie, skierował swojego ronto w stronę miasta i popędził go nieco, bo zależało mu na czasie, ta planeta go dobijała. Jechali równym tempem, by nadmiernie nie wymęczyć wierzchowca, zwłaszcza, ze ciężar się zwiększył* Seco, masz już pomysł jak odnaleźć generała? *nawiązał rozmowę tak dla zabicia czasu, a przemowy kaleesha szybko poprawiały mu humor. Dobrze wiedział, że nie odnajdą generała, ale co tam*

Hakon - 2009-07-02 20:57:02

*Obejrzał się na nazzara, który jeszcze nie ruszył. Podwójny ładunek na ronto minął go i ruszył w pustynie. Hakon się nie spieszył. Jego pasywność świadczyła o tym, ze puszcza teraz Warrq’a. Pochylił się w bok, udając ze poprawia paski siodła. Niech jada piersi. Będzie lepiej. Będzie lżej. Będzie jak zawsze*

Secorsha - 2009-07-02 21:07:27

Ty kuhrrwa, jeszszcze nie... *Jeknął cicho, gnieżdzac się w siodle. Przybrał pozycje tak nieprawdopodbna, ze az Tanowi przeszkadzac musiał, ale niech hołota patrzy jak pany jeżdza. Wcisnął apzura w usta, dumajac* My się musim, tan, napic. To na myslenie dobhrre... i wymyslimy... ale wydaje mi się, z e to thrrudne nie będzie... bo my, tan, to jesteśmy kuhrrwa bohatehrrry! *krzyknął, podnosząc pięść w góre* szagom marsz, von’gu, szagom marsz1 * jak nie ściśnie ronto łydkami, wkładajac w to spory pokład siły,. Popędzone zwierze ruszyło galopem w pustynie* za mnoooooooł! *wrzask Secorshy ucichł gdzieś w kłębach Kurzu*

Zane - 2009-07-02 21:14:20

Nazzar nie spieszył się, ale widząc jak kaleesh ustępuje mu miejsca, ruszył za wrzeszczącym Secorshą. Nie podobało mu się to towarzystwo, mógłby iść przodem- przecież znał drogę. Ale mając do wyboru- iść jako pierwszy w paszczę lwa a znosić trudy podróży- wybrał to drugie. W milczeniu pognał swoje ronto za Tangornem i przymknął oczy. Racja- wróg gdzieś się czaił, ale teraz miał on "żywe tarcze" i większe szanse na przemknięcie niezauważonym.

Hakon - 2009-07-02 21:21:03

*Jasnym był w tym zachowaniu rak zaufania. Zawsze łatwiej ewentualnie „zdjąć” tego, kto jedzie przed tobą. Nie chciał nikogo zabijać. Każda śmierć to tragedia. Nikt nie wie o tym lepiej niż wojownik. Prawdziwy wojownik. Ale czasem trzeba podjąć wybór czyje życie jest ważniejsze – czyjeś, czy własne. Odczekał w milczeniu az obcy nazzar ruszy. Sam ruszył eopię, najszybszego z wierzchowców dopiero, gdy Warrq był daleko. Objął Tasse obandażowanym ochronną taśmą przedramieniem. Czas oddać się wiatrom Zmian*

Tangorn - 2009-07-02 21:41:19

Taa... libacja, tylko kurwa niech ktoś statku pilnuje, jak będziemy chlać, bo znowu gdzieś przywalimy... *mruknął Tang, skupiając cała swoją uwagę, na opanowaniu tej bestii, bo Seco nieźle ją popędzał. Olewał to, że było trochę niewygodnie, cóż, przywykł do ciężkich warunków. Jechali szybko, tak więc po niedługim czasie mogli dostrzec zarys pierwszych budynków w osadzie, a tam czekał na nich jego statek, a potem cel ich podróży, Utapau*

Secorsha - 2009-07-02 21:48:05

Ty, kuhhrwa nie poto bierzemy tą zghrraje pachołków by pic niemóc! My będziemy pic i snuc plany,a  oni będa pilnować! *oznajmił stanowczo. tak, osada majaczyła na horyzoncie. Tam czekała na nich kupa złomu Tana, wrota do kolejnej przygody*

//następna sesja jutro. dziękuje państwu, dobranoc//

www.recenzjegier.pun.pl www.exilecreeps.pun.pl www.watra.pun.pl www.bocianyzprzygodzic.pun.pl www.naruto-fun.pun.pl