GRA FABULARNA W REALIACH GWIEZDNYCH WOJEN
*Czwórka kosmicznych podróżników, bo już nie orędowników bardzo ważnej misji, otoczeni ciemnością i tym, co przynieśli ze sobą, by schronić się przed chłodem, siedzieli przed niewielka jaskinia, do której trzeba było wchodzić na czworaka, w towarzystwie skwierczącego ognia, dającego im ciepło. Pod nimi przed upadkiem chroniła ich niewielka ale stabilna pólka skalna i wplątane w nią łykowate rośliny. Tangord, Hakon i Tessa.
Ciemność szybowała nad nimi złowrogo, przemawiając raz po raz odgłosami dzikich zwierząt. Mogli tylko milczeć. Jak szczury skalne*
Offline
*Tangorn siedział przy ognisku i w zamyśleniu wpatrywał się w płomienie. Jego hełm leżał na skale, tuż obok jego nogi. Powoli w myślach analizował to co się dzisiaj stało i jakoś nie bardzo umiał uwierzyć... Secorsha nie żyje a sprawca jego wypadku sobie po prostu odleciał... co za przeklęta planeta... kątem oka spojrzał na Hakona oraz na Tessę, nie bardzo wiedząc, czy spróbować nawiązać jakąś konwersację, czy zostawić ich w spokoju. Ciekawiło go też, co będzie jutro...*
Offline
*Siedział w milczeniu, pod kocem z wełny mumuu. Tessę czuł gdzies pod pacha. Może spała, może nie. Nie wiedział. Sam tez nie wiedział czy jest we śnie, czy na jawie. Pomarańczowy ogien rozjaśniał jego twarz, groteskowo deformując oblicze cieniami. jedynym okiem przyglądał się tańcu płomieni. Przeciez to tylko śmierć, nic wielkiego, widziałes to tysiące razy – mówił mu w duszy jakis głos. Ale mimo to, jakos inaczej. Zawsze był milczący, małomówny, ale tym razem ta cisza nie wynikała z małomówności Hakona. Podniósł glowe i spojrzał na tanga ponad ogniskiem*
Offline
*Leżąc przytulona mocno do Hakona zastanawiała się, gdzie może być teraz Secorsha. Nie wszyscy właściwie, tylko ta dwójka nie chcieli jej powiedzieć że on nie żyje. Domyślała sie że Secorsha już nigdy nie wróci. Może się na nia i na nich po prostu obraził i poszedł w siną dal. W każdym razie, dopóki nie dowie się dokładnie co to śmierć będzie przekonana-ze jeszcze się kiedys zobaczą. Teraz przytulała się do Hakona, który nie obrażał się na nią i przytulał ją* ale buba...*mruknęła cichutko*
Offline
*Zwrócił spojrzenie na dziewczynkę, kiedy usłyszał jej głosik. Nic nie powiedział. Skinął tylko głową. Nie wydawał się smutny, a raczej bardzo zamyślony i jakby zmęczony. Pogładził Tesse po ramieniu, po czym poruszył sie pod kocem, by przyciągnąć plecak. jego ruch powodował, ze chłód dostawał sie pod koc. Wydobył z plecaka tradycyjny, kaleeshianski flet. Spojrzał w niebo, przymknął oko powieką i... zagrał. Cicho, krótko, jakaś pieść kaleeshianską. Nie była smutna. Moze troche nostalgiczna. CIęła ciszę*
Offline
*Tessa w tym momencie gdy Hakon zaczął się wiercić, mruczała cos pod nosem ze jej źle jak się wierci i że zimno i ogólnie to wielka zła buba. Przytuliła się do swojego opiekuna mocniej i ziewnęła szeroko i przymknęła swje oczka wsluchujac sie w muzyke*
Offline
Ciekawa melodia... co to? *odezwał się w końcu Mandalorianin, spoglądając na Hakona nieco pustym wzrokiem. Wciąż zastanawiał się co dalej, w końcu to Seco scalał cała grupę swoimi durnymi pomysłami. A teraz? Teraz to wszystko pewnie szlag trafi i Hakon wraz z Tessą pójdą w swoją stronę a Tang w swoją. Ale trochę mu bedzie brakować ich towarzystwa, bo spędziłz nimi kilkanaście ostatnich dni i tak jakby do nich przywyknął. Zwłaszcza do Seco i jego kretyńskich tekstów. Już chyba nigdy nie usłyszy "zapiąć pasy kutasy!". Nie, trzeba przestać o tym myśleć i przejść nad tym do porządku dziennego, śmierć jakich wiele, nic takiego*
Offline
Davere *szepnął Odrywając fujarkę od ust* Modlitwa o spokojne morze... *odłożył instrument przed siebie, by Tang mogł go obejrzeć, jesli zechce. Sam objął Tesse ramieniem* Na Kalee pływałem zarobkowo na kurtach handlowych... po morzu, w tradycyjny sposób... każdy z nas znał tę melodie...
Offline
*Gdy muzyka ucichła, dziewczynka z racji później godziny, młodego wieku i niewątpliwego zmęczenia po prostu usnęła. Można było to poznać po tym że ucisk przy przytulaniu Hakona się całkowicie rozluźnił a buźka delikatnie jej się otworzyła. Oczywiście jezeli chodzi o nia, ona rowniez przwyiazala sie do secorshy tanga i hakona. ale mimo wszystko i tak najbardziej do hakona...*
Offline
*Tang nachylił się i wziął do ręki instrument. Przyglądał mu się chwilkę, obracając go powoli w palcach, uważając by nie upuścić fujarki. W końcu oddał ją Hakonowi* Ciekawy instrument i ciekawa melodia... tradycyjna żegluga powiadasz? Bardzo rzadko spotykane, na prawdę bardzo rzadko... Obecnie to wybierane są podróże statkiem kosmicznym bądź promem... tańsze i niewątpliwe szybsze... taaak... znasz jeszcze jakieś inne melodie swojego ludu? *zapytał z ciekawości, jakoś podobał mu się ten neutralny temat. Na rozmowę o dzisiejszych wydarzeniach jeszcze przyjdzie czas...*
Offline
U nas na Kalee... jest trochę inaczej... pewnie sie domyślałeś... *powiedział cicho. jego cichy, spokojny głos pasował do tego zdarzenia, otoczenia wokół nich, nocy, samotności. Znowu wziął instrument i przytknąwszy do ust, zagrał, odpowiadając tym gestem, ze melodii zna całe mnóstwo. nie bylo w jego grze słychać kunsztu ani wielkiego talentu. Ot, po prostu, zwykle przygrywanie. Umilanie sobie czasu. Wypełnianie samotności. Ta melodia była podobna do pierwszej, tylko bardziej tajemnicza. Ciągnęła się długo. To była ballada*
Offline
Taak... domyśliłem się... *mruknął cicho i znowu pogrążył się w myślach, słuchając melodii wygrywanej przez Hakona. Obserwował ogień, bo był on chyba najciekawszym elementem tego smętnego krajobrazu. Nie znał się zbytnio na muzyce, więc melodia wygrywana przez kaleesha nawet mu się podobała, jednak daleko jej było do Mandaloriańskich pieśni. O tak... ostatnio słyszał je podczas Wojen Klonów, to były piękne chwile, setki wojowników skupionych razem na tej jednej czynności. Potężny chór praktycznie tej samej osoby robił wrażenie a Tangowi przywodził na myśl szczęśliwsze czasy, gdy jeszcze Mando było wielu*
Offline
*Mandalioranskich poesni nie mozna było grać na fujarce... kaleeshianskie, ale tylko "cywilne" - tak. Zakończył, i odłorzywszy instrument objał ramionami kolana i tak zastygł w bezruchu. Spojrzał kilka razy na Tanga i uciekł wzrokiem. Mogło to znacyzć, ze chciał pogadac. Po prostu. Ale to było neiszczescie Hakona, ze nie potrafił, jesli nie pomagała mu sytuacja*
Offline
*Dopiero po dłuższej chwili ciszy zorientował się, że Hakon przestał grać. Spojrzał na niego i wychwycił jedno z jego spojrzeń i od razu domyślił się o co chodzi. Zdążył już go nieco poznać, więc co nieco o nim wiedział. A że on nie miał problemów z komunikacją, to postanowił pierwszy zacząć rozmowę* To co teraz? Gdzie się podziejecie? *ręką wskazał na niego i na Tessę, bo wielce go to ciekawiło. Wiedział po co Seco leci na Utapau, ale po co oni?*
Offline
*Mozna było zaryzykować spojrzeniem, ze lekko sie uśmiechnął. Bez radości, ot - zadarł kącik wargi* nie wiem, ale to bez znaczenia.Musiałem uciec z Tatooine. Uciekłem. teraz wszystko zależy ode mnie *wzruszył ramionami* czyli właściwie nic nie zalezy... Pewnie tu zostanę... *zamilkł na chwile, by popatrzeć na ogień* no a Ty?
Offline