GRA FABULARNA W REALIACH GWIEZDNYCH WOJEN
kiedy Tangorn, Hakon i Teer byli już przy ślicznotce Tana, z wyładowana ładownią, pojawił się Seco. W ręku miał plecak, na ramieniu Tiba. W gadzich oczach zadowolenie, niczym dzieciak jadący na kolonie. Wszystko gra i tańczy i fajnie. Statek wyszedł z nadprzestrzeni, załoga się załadowała i... i nic się nie stało. Ładownia została otwarta, próżnia ich wessała, silniki odpaliło, cycuś. Nawet Hakon, deklarujący chęć rozstania się z nimi znalazł dla siebie działający kawałek myśliwca. Zostało wiec ich trzech. Okazało się, ze są gdzieś na zewnętrznych rubieżach, w okolicy Ryloth. Wszystko fajnie. Jeden skok, kilka nudnych godzin i znowu przywita ich wielki owal Mandalore. Zanim jeszcze wszyscy przeładowali się do kabiny pilotów, rozpoczęło się cos, co ujrzeli dopiero będąc we wcześniej opisanym miejscu. Komunikator piszczał, informując o oczekującym przekazie. W oddali zaś krążownik Imperium ostrzeliwał „krązowniczek” „Separatystów”
[/color]
kontynuacja z : http://www.star-tales.pun.pl/viewtopic.php?id=47
Offline
*Tang spokojnie wyprowadził swój statek z hangaru i już miał wejść do nadprzestrzeni, gdy odezwał się komunikator. Nie wiedział kto to mógł być, ale też aktywował połączenie i czekał. A w międzyczasie dostrzegł, że krążownik Imperium dopadł"krążowniczek Separatystów." Zaraz też nasunęła mu się myśl, że to chyba przez nich wpadli oni w sidła imperium, ale teraz bardziej liczyło się jedno, jak tu uratować własną skórę!*
Offline
*odebrane połączenie zmaterializowało miniaturkę imperialnego oficera* Oficer bezpieczeństwa Teguriun z okrętu Skrzydła Imperatora. Podaj swoją tożsamosc *wyrecyttował. Wtedy tez za fotelem Tangorna zamajaczyła ciezka sylwetka durastalowego giganta. Metalowe palce zakończone szponami oparły się o oparcie fotela, z duża siłą nacisku* ooo, Tan, jakiś fhrrajehrrr do nas zagaił! *rzucił beztrosko, ale zdawać by się mogło, ze z pełną premedytacja. Warknął. Był zły. Złote spojrzenie przeniósł na iluminator, by sięgnąć wzrokiem krązowniczka. Doskonale wiedział, kto puścił farbę. Ale to nieważne, poniesie „sprawiedliwą” karę z rak Imperium. Za to oni – o nie! Seco owszem, zdradził kolegów, ale to nie usprawiedliwia tego, ze oni zdradzili jego! Durastalowa reka sięgnęła nad ramieniem Tangorna, a pazur rozłączył przekaz* Tanuś, spiehrrrdalamy!
Offline
Teguriun, tak? Wybacz, ale mamy inne plany *warknął w odpowiedzi i przerwał połączenie, dając pełną moc do silników podprzestrzennych, jednocześnie ładując do głównego komputera koordynaty do skoku w nadprzestrzeń. Byli dosyć oddaleni od jednostki imperium, ale lepiej dmuchać na zimne, bo może być gorąco w innym przypadku* Seco, trzymaj się, bo może rzucać.... *ostrzegł towarzysza Tangorn a jego statek przecinał przestrzeń kosmiczną z całkiem dużą prędkością jak na taki zdezelowany statek*
Offline
*Cyborg zamrugał i puścił fotel* Wiesz, Tan, tehrras to lepiej żebym ja się jebnął niż się trzymał... *mruknął. Powód prosty – jak szarpnie, to Secorsha wyrwie fotel z korzeniami i razem z pilotem, tak wiec puściwszy wyciągnął długie ramie ku ścianie, by się jej przytrzymać. Szarpniecie zachwiało durastalowym cielskiem. Zaklął po kaleeshiansku, ale owo przekleństwo miało bardzo pozytywny wydźwięk* i pocałujta nas w dupę! *podsumował na koniec* o!
Offline
*Po chwili statkiem szarpnęło mocno i otworzył się tunel nadprzestrzenny, w którym po chwili znalazł się stateczek z Tangiem, Secorschą i Teerem na pokładzie. Mando mógł już wtedy odetchnąć z ulgą, znajdowali sie już poza zasiegiem imperium, więc można było odpocząć... Odwrócił swój fotel i spojrzał na Secorschę, który teraz jako cyborg trochę dziwnie kontrastował z resztą statku* No cóż, uciekliśmy im, na szczęście...
Offline
*Na pewno bardzo przykre to było dla Tana, bo Seco obecnie był troche zbyt luksusowym elementem wystroju jak na to trochę zdezelowane wnętrze. Stał oparty, charakterystycznie pochylony. Wyglądał jak spocony szczur. Ale tylko do chwili kiedy się ruszył. Ruchy miał gadzie, oszczędne i odpychająco mechaniczne. Szumiał sewromotorami. Kiesy padło nań spojrzenie Tana – zmrużył oczy. Uśmiechnął się* a co, kuhrrwa myślą se, psy Impehrrialne ze będą z nimi porządne Istoty rhossmawiać *szarpnął się do tyłu. Brakowało tylko splunięcia. Z wiadomych względów nie nastąpiło, ale – przynajmniej czyściej* ja ci tan phrrawde powiem *wyprostował się i wymierzył w mando metalowym pazurem* oni, znaczy sepahrratysci to mnie jednej zajebiście, ale to zajebiście ważnej rzeczy nauczyli, wiesz, Tan? *zapauzował strategicznie czekając na pytanie „czego, czego cie nauczyli, Seco?”*
Offline
*Tang przypatrywał się uważnie Seco, tej metalowej puszcze. Co prawda wyróżniał się i to bardzo na tle podrujnowanego stateczku, ale jemu to nie przeszkadzało, bo to była jego kupa złomu i tyle. Nie oddałby jej nawet za nowiuteńki stateczek. A teraz gdy Seco przemawiał tym swoim nieco nawiedzonym głosem, to Tang zaczął zastanawiać się, do czego to zmierza. Omal nie zagapił się i by przegapił ważny moment. A teraz chwila ciszy, budowa napięcia...* Czego Cię nauczyli?
Offline
Oni mnie nauczyli jednej rzeczy, Tan *zaczął Seco na okrętkę* Ze Impehrrium to są suki *rozprostowawszy durastalowe, pokryte gumowanym tworzywem od wewnątrz palce, i zaczął odliczać* ladaszsznice, skuhhhrwysyny i łobuzy! TY wieszsz, sso oni rhhobią uszszciwie żyjącym istotom? Ty Tan... kuhrrrwa, ja nie wiem, jak tak można być takim skuhrrwielem i menda jak Impehrratohrrr! Eh... gdyby nasz genehrrał kochany, niech mu gev’asu w niebiosach dogodzą na wszszelkie sposoby... *charkniecie* analnie, ohrralnie... eh... Tan... ja jeszcze nie moge się opanować jak pomyśle... bo ty nie wiesz: genehrrał Grievous nie zyje!
Offline
Masz rację Seco *zgodził się z nim z kamiennym wyrazem twarzy, podczas gdy jego myśli błądziły coś ok stwierdzenia "Wreszcie kurwa... ". Tang to już od dawna wiedział, bo i z imperium wiele zatargów miał, ale jak tu uświadomić maniakalnego kaleesha? No a już jego ostatnie stwierdzenie to go zdziwiło. "Grievous nie żyje? No też mi nowina..."* Mówisz seco? To te nasze poszukiwania na nic? To dopiero paskudna wieść... *lepiej się z nim nie kłócić, więc Tang po prostu wstał i z jakieś skrytki wyjął butelkę najlepszego bimbru jaki miał* To co, wypijemy jego zdrowie?
Offline
*Spuścił łeb wyraźnie zmartwiony, ze tak na Tana zadziałał, biedny Tan, depresja, schizofrenia, i tak dalej się będzie lepić teraz doń. Nic dziwnego. Seco po tej wieści tez był załamany (swoją drogą – musiała to być wstrząsająca konfrontacja z prawda, skoro uwierzył)* tego, Tan... *jęknął zaraz, podnosząc łeb. Złote tęczówki błysnęły zza maski* ja nie mogę pić
Offline
Co?! A no tak... te żelastwo *westchnął... no i z kim teraz będzie pił? Mało kto mu dorównywał w tych libacjach a Seco był dobry w tym. A picie samemu to nie to samo, a Teer dalej jeszcze ie jest poskładany do kupy. Pewnie nigdy nawet nie pił...* No cóż, to statku pilnować będziesz jak ja się nawalę... *mruknął trochę przygaszony i wziął szklankę z któreś skrytki. Siadłw fotelu pilota, nalał sobie sporo trunku i uniósł szklanicę* No to zdrowie! No i żeby Twoja blacha nie rdzewiała
Offline
*Klep klep klep – Tangorna po ramieniu durastalową łapą. Mocno, owszem, ale z wywarzoną siła. Tak, żeby nie skrzywdzić* Ty nie ból, Tan, ja tu kuhrrwa jestem, a ty se pij ze mną tylko ze sam, nie? *Rzekł wesoło, choć może i troche pretensji do swojej sytuacji miał. Picie to jednak świetna rozrywka* Z rheszszta na to jak trzeźwy to tak jakby nawalony. Moja blacha dziękuje
Offline
No tak... no to zdrowie! *zawołał ochoczo Tang i wypił powoli całą zawartość szklanki, a ta prawie wypaliła mu gardło. Tak że po chwili dopiero się odezwał i to dosyć cicho* O w morde... mocne...ufff... *Wyprostował się w fotelu, powoli sięgając po butelkę i czytając nalepkę, bo coś mu się tu nie zgadzało... bimber miał ze 60%... trzeba z tym uważać* O kurwa... daj coś do popicia bo mi wyjebie gardło zaraz
Offline
*Cyborg zacharczał za fotelem pilota, i uprzedzając fakty po chwili ruszył w kierunku sejfu z paliwem płynnym dla kadry kierowniczej. Wyjął jakieś tam stare zakurzone coś, ale nie otwierane, wiec pewnie dobre i trzymając za szyjkę podał Tanowi z dziwną opiekuńczością i rozrzewnieniem w oczach* eh... kuhhrwa, ja to bym tylko beknął głośniej... może byś poćwiczył thrroche swoje to babskie gahrrdziołko
Offline